Dziesiątka to taka okrągła liczba, więc z tej okazji posłuchajmy, co ma do powiedzenia Hazel :).
Ech, każdy pretekst dobry, żeby pokombinować z punktem widzenia xd.
Ech, każdy pretekst dobry, żeby pokombinować z punktem widzenia xd.
HAZEL
Po tym, jak Courtney zostawiła mnie samą w ciemnym, dzikim, nieprzebytym lesie nocą... od razu zasnęłam.
Kiedy otworzyłam oczy, cały czas panował mrok. Winą za to obarczyłam gęsto rosnące drzewa, które przysłaniały słońce swoimi koronami. Mogłam jedynie zgadywać, która jest godzina.
Podniosłam się z ziemi, otrzepałam swoje spodnie ze żwiru i rozejrzałam się dookoła. Ścieżka, którą prawdopodobnie podążała Court wyglądała, jakby utorował ją pociąg towarowy, a nie piętnastoletnia dziewczynka.
Bardzo się bałam, idąc tą ścieżką - ostatnim razem, kiedy byłam w lesie, napadł mnie wielki niedźwiedź. Gdybym nie miała mojego miecza - tak, jak w tej chwili go nie mam - to by mnie zabił.
Nagle potknęłam się o coś. Spojrzałam na to i westchnęłam głośno. Sztabka złota. Znowu. Rozejrzałam się dookoła, czy nie ma nikogo w pobliżu i z powrotem zakopałam ją w ziemi. Nie chciałam nawet myśleć, co by się stało, gdyby ktoś jej dotknął. Niełatwo jest być przeklętym dzieckiem.
Poszłam dalej, rozmyślając nad moimi przyjaciółmi z obozu.
Courtney. Dwa miesiące temu przybyła do Obozu. Kiedy zobaczyłam ją, wyglądała na zagubioną i samotną. Poręczyłam za nią przed tłumem uzbrojonych po zęby żołnierzy i dzięki temu zdobyłam jej przyjaźń. Była ode mnie o rok starsza, ale i tak opiekowałam się nią jak młodszą siostrą. Była jedyną dziewczyną w obozie, która mnie akceptowała. Bo nie wiedziała o mojej klątwie...
Chris. Był w obozie odkąd pamiętam. Jest inny od pozostałych dzieci Apolla - nie miał smykałki do sztuki ani nie kręciło go śpiewanie. Jedyną rzeczą, którą można by połączyć z jego ojcem, było to, że świetny z niego poeta; często mówi metaforami i ma cięty język. Nie wiem o nim zbyt dużo, ale i tak mu ufam.
Frank. Syn Marsa. Niech będzie, jest bardzo przystojny... ale na krzesiwo Wulkana, nikomu o tym nie mówcie! Może jest trochę ciapowaty i nieporadny... ale w tym jest jego urok.
Nico. Mój brat, syn Plutona. Rzadko pojawia się w naszym obozie. Kiedy próbuję wyciągnąć z niego, gdzie się podziewa w pozostałym czasie, patrzy na mnie z powagą i zmienia temat. Uwielbiam spędzać z nim czas... ale to nie dzieje się częściej niż raz na dwa miesiące.
Dakota. Ciężko mi nazwać go przyjacielem, bo rozmawialiśmy ze sobą tylko podczas moich pierwszych dwóch tygodni w legionie. Ale poręczył za mnie, kompletnie mnie nie znając. Nigdy mu tego nie zapomnę.
Zastanowiłam się, kogo jeszcze dopisać do mojej listy. Z przykrością uznałam, że to już wszyscy.
Kiedy otworzyłam oczy, cały czas panował mrok. Winą za to obarczyłam gęsto rosnące drzewa, które przysłaniały słońce swoimi koronami. Mogłam jedynie zgadywać, która jest godzina.
Podniosłam się z ziemi, otrzepałam swoje spodnie ze żwiru i rozejrzałam się dookoła. Ścieżka, którą prawdopodobnie podążała Court wyglądała, jakby utorował ją pociąg towarowy, a nie piętnastoletnia dziewczynka.
Bardzo się bałam, idąc tą ścieżką - ostatnim razem, kiedy byłam w lesie, napadł mnie wielki niedźwiedź. Gdybym nie miała mojego miecza - tak, jak w tej chwili go nie mam - to by mnie zabił.
Nagle potknęłam się o coś. Spojrzałam na to i westchnęłam głośno. Sztabka złota. Znowu. Rozejrzałam się dookoła, czy nie ma nikogo w pobliżu i z powrotem zakopałam ją w ziemi. Nie chciałam nawet myśleć, co by się stało, gdyby ktoś jej dotknął. Niełatwo jest być przeklętym dzieckiem.
Poszłam dalej, rozmyślając nad moimi przyjaciółmi z obozu.
Courtney. Dwa miesiące temu przybyła do Obozu. Kiedy zobaczyłam ją, wyglądała na zagubioną i samotną. Poręczyłam za nią przed tłumem uzbrojonych po zęby żołnierzy i dzięki temu zdobyłam jej przyjaźń. Była ode mnie o rok starsza, ale i tak opiekowałam się nią jak młodszą siostrą. Była jedyną dziewczyną w obozie, która mnie akceptowała. Bo nie wiedziała o mojej klątwie...
Chris. Był w obozie odkąd pamiętam. Jest inny od pozostałych dzieci Apolla - nie miał smykałki do sztuki ani nie kręciło go śpiewanie. Jedyną rzeczą, którą można by połączyć z jego ojcem, było to, że świetny z niego poeta; często mówi metaforami i ma cięty język. Nie wiem o nim zbyt dużo, ale i tak mu ufam.
Frank. Syn Marsa. Niech będzie, jest bardzo przystojny... ale na krzesiwo Wulkana, nikomu o tym nie mówcie! Może jest trochę ciapowaty i nieporadny... ale w tym jest jego urok.
Nico. Mój brat, syn Plutona. Rzadko pojawia się w naszym obozie. Kiedy próbuję wyciągnąć z niego, gdzie się podziewa w pozostałym czasie, patrzy na mnie z powagą i zmienia temat. Uwielbiam spędzać z nim czas... ale to nie dzieje się częściej niż raz na dwa miesiące.
Dakota. Ciężko mi nazwać go przyjacielem, bo rozmawialiśmy ze sobą tylko podczas moich pierwszych dwóch tygodni w legionie. Ale poręczył za mnie, kompletnie mnie nie znając. Nigdy mu tego nie zapomnę.
Zastanowiłam się, kogo jeszcze dopisać do mojej listy. Z przykrością uznałam, że to już wszyscy.
* * *
W końcu odnalazłam obozowisko reszty drużyny. O dziwo, ich szałas pławił się w blasku słońca dochodzącego z jedynego prześwitu między drzewami, jakiego znalazłam w tym lesie - może jakiś bóg go dla nas stworzył?
Z lewej strony zauważyłam Courtney. Siedziała oparta o szałas i najwyraźniej rysowała.
- Courtney! - zawołałam, podbiegając do niej. Podniosła głowę i patrzyłam, jak jej twarz stopniowo rozjaśnia szeroki uśmiech.
- Hazel! Żyjesz! - To mówiąc, rzuciła mi się w objęcia. Pachniała ciepłymi ciastkami z czekoladą. Na tę myśl, żołądek mi się skurczył - tak bardzo starałam się znaleźć moich przyjaciół, że zapomniałam o takich przyziemnych sprawach, jak odżywianie się. - Jesteś głodna? - spytała, jakby czytając w moich myślach. - W namiocie mamy jeszcze parę konserw.
Zmarszczyłam brwi.
- Czy my przypadkiem nie porzuciliśmy naszych plecaków na polanie?
Courtney wzruszyła ramionami.
- Ktoś nam je w nocy podrzucił. Miło z jego strony.
Zachichotałam. W zasadzie nie jestem na co dzień głupiutką nastolatką, która chichra z byle czego. Ale Court tak właśnie działa na otoczenie - sprawia wrażenie outsiderki, ale w rzeczywistości jest miła i ma... cięty język. Rety, ale w tym jest podobna do Chrisa!
Wsadziłam głowę do szałasu. Po obozowisku stworzonym przez Courtney spodziewałam się okropnego bałaganu. Ale rozumiem, że w tych warunkach ciężko nawet zdobyć jakiekolwiek rzeczy, aby rzucić nimi byle gdzie. Po lewej leżały dwie sterty liści - na jednej z nich nadal spał Chris - a z prawej, w kącie stały nasze plecaki. Wzięłam w ręce mój - najstarszy i najbardziej obdarty z nich wszystkich. Wyciągnęłam z niego puszkę z pasztetem i oczywiście - ja, niezdara - upuściłam ją na kamienistą ziemię. Hałas wystarczył, aby wybudzić naszą Śpiącą Królewnę.
- Hazel. - Chris uśmiechnął się. - Żyjesz!
Uśmiechnęłam się pod nosem. "Pasują do siebie." - przemknęło mi przez myśl.
- Skąd masz konserwy? - zapytał, patrząc na moją puszkę.
- Ktoś wam podrzucił nasze plecaki, kiedy spaliście.
- "Nam"?
- Wam. - potwierdziłam - Ja nocowałam w lesie.
Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy, a ja się zarumieniłam. Nie czułam się bohaterką - bardziej ofiarą losu, bo odłączyłam się od grupy. Pierwsza zasada herosowych wypraw brzmi: "Nigdy nie działaj w pojedynkę". Spróbowałam zmienić temat.
- Pobudka, musimy już iść. - powiedziałam do niego. Chris jęknął.
- Daj jeszcze godzinkę. - mruknął, zakopując się w stercie liści.
- Wstawaj, Court chciała z tobą porozmawiać.
Zerwał się ze swojego posłania, jakby piorun go trzasnął.
- Chciała ze mną porozmawiać? - ożywił się - O czym? Gdzie ona jest?
Nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Na zewnątrz. - powiedziałam, gdy już się uspokoiłam - I... ja tak tylko powiedziałam, abyś się ruszył.
Mimo, że odwróciłam się na pięcie, zanim zobaczyłam jego minę, niemal poczułam, jak schodzi z niego powietrze. "Tak, idealnie do siebie pasują" - znowu pomyślałam.
Z lewej strony zauważyłam Courtney. Siedziała oparta o szałas i najwyraźniej rysowała.
- Courtney! - zawołałam, podbiegając do niej. Podniosła głowę i patrzyłam, jak jej twarz stopniowo rozjaśnia szeroki uśmiech.
- Hazel! Żyjesz! - To mówiąc, rzuciła mi się w objęcia. Pachniała ciepłymi ciastkami z czekoladą. Na tę myśl, żołądek mi się skurczył - tak bardzo starałam się znaleźć moich przyjaciół, że zapomniałam o takich przyziemnych sprawach, jak odżywianie się. - Jesteś głodna? - spytała, jakby czytając w moich myślach. - W namiocie mamy jeszcze parę konserw.
Zmarszczyłam brwi.
- Czy my przypadkiem nie porzuciliśmy naszych plecaków na polanie?
Courtney wzruszyła ramionami.
- Ktoś nam je w nocy podrzucił. Miło z jego strony.
Zachichotałam. W zasadzie nie jestem na co dzień głupiutką nastolatką, która chichra z byle czego. Ale Court tak właśnie działa na otoczenie - sprawia wrażenie outsiderki, ale w rzeczywistości jest miła i ma... cięty język. Rety, ale w tym jest podobna do Chrisa!
Wsadziłam głowę do szałasu. Po obozowisku stworzonym przez Courtney spodziewałam się okropnego bałaganu. Ale rozumiem, że w tych warunkach ciężko nawet zdobyć jakiekolwiek rzeczy, aby rzucić nimi byle gdzie. Po lewej leżały dwie sterty liści - na jednej z nich nadal spał Chris - a z prawej, w kącie stały nasze plecaki. Wzięłam w ręce mój - najstarszy i najbardziej obdarty z nich wszystkich. Wyciągnęłam z niego puszkę z pasztetem i oczywiście - ja, niezdara - upuściłam ją na kamienistą ziemię. Hałas wystarczył, aby wybudzić naszą Śpiącą Królewnę.
- Hazel. - Chris uśmiechnął się. - Żyjesz!
Uśmiechnęłam się pod nosem. "Pasują do siebie." - przemknęło mi przez myśl.
- Skąd masz konserwy? - zapytał, patrząc na moją puszkę.
- Ktoś wam podrzucił nasze plecaki, kiedy spaliście.
- "Nam"?
- Wam. - potwierdziłam - Ja nocowałam w lesie.
Chłopak wytrzeszczył na mnie oczy, a ja się zarumieniłam. Nie czułam się bohaterką - bardziej ofiarą losu, bo odłączyłam się od grupy. Pierwsza zasada herosowych wypraw brzmi: "Nigdy nie działaj w pojedynkę". Spróbowałam zmienić temat.
- Pobudka, musimy już iść. - powiedziałam do niego. Chris jęknął.
- Daj jeszcze godzinkę. - mruknął, zakopując się w stercie liści.
- Wstawaj, Court chciała z tobą porozmawiać.
Zerwał się ze swojego posłania, jakby piorun go trzasnął.
- Chciała ze mną porozmawiać? - ożywił się - O czym? Gdzie ona jest?
Nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Na zewnątrz. - powiedziałam, gdy już się uspokoiłam - I... ja tak tylko powiedziałam, abyś się ruszył.
Mimo, że odwróciłam się na pięcie, zanim zobaczyłam jego minę, niemal poczułam, jak schodzi z niego powietrze. "Tak, idealnie do siebie pasują" - znowu pomyślałam.
* * *
- Idziemy na północ.
- Nie, na południe.
Już od dobrych paru minut Court i Chris kłócą się dokładnie o to samo.
- Idąc na północ, możemy dotrzeć do jakiejś rzeki. - argumentowała Courtney - Rzeka to woda, woda to życie...
- A amerykańska rzeka to syf i malaria. - mruknął chłopak - Skoro z północy przyszliśmy, to raczej nie powinniśmy się cofać.
- To co w takim razie ciekawego znajdziemy na południu?
- Może Nowy Jork? - podsunął Chris
- Oboje się uciszcie. - wstałam z podłogi i podeszłam do mapy, która leżała między nimi. Wzięłam dwa noże do masła w dłoń. - Jesteśmy o tutaj. - wbiłam jeden z nich w punkt po lewej stronie kontynentu - A chcemy być tutaj. - Drugi nóż przedziurawił mapę na przeciwnym wybrzeżu. - Powinniśmy kierować się na wschód, ale jak mi nie wierzycie, to też możecie sobie podziurawić parę map. Mam w plecaku jeszcze dwie.
- Niech będzie. - Courtney właśnie zabiła wzrokiem Chrisa. - Ale lepiej byłoby na północny-wschód...
- ...gdybyśmy chcieli wrócić do domu. - odmruknął jej - Jakbyś raz na ruski rok posłuchała tego, co Reyna mówi, to...
W tym momencie teatralnie westchnęłam i odeszłam od nich.
- Nie, na południe.
Już od dobrych paru minut Court i Chris kłócą się dokładnie o to samo.
- Idąc na północ, możemy dotrzeć do jakiejś rzeki. - argumentowała Courtney - Rzeka to woda, woda to życie...
- A amerykańska rzeka to syf i malaria. - mruknął chłopak - Skoro z północy przyszliśmy, to raczej nie powinniśmy się cofać.
- To co w takim razie ciekawego znajdziemy na południu?
- Może Nowy Jork? - podsunął Chris
- Oboje się uciszcie. - wstałam z podłogi i podeszłam do mapy, która leżała między nimi. Wzięłam dwa noże do masła w dłoń. - Jesteśmy o tutaj. - wbiłam jeden z nich w punkt po lewej stronie kontynentu - A chcemy być tutaj. - Drugi nóż przedziurawił mapę na przeciwnym wybrzeżu. - Powinniśmy kierować się na wschód, ale jak mi nie wierzycie, to też możecie sobie podziurawić parę map. Mam w plecaku jeszcze dwie.
- Niech będzie. - Courtney właśnie zabiła wzrokiem Chrisa. - Ale lepiej byłoby na północny-wschód...
- ...gdybyśmy chcieli wrócić do domu. - odmruknął jej - Jakbyś raz na ruski rok posłuchała tego, co Reyna mówi, to...
W tym momencie teatralnie westchnęłam i odeszłam od nich.
* * *
Dwie godziny później jechaliśmy na naszych wierzchowcach w kierunku wschodnim (Chris w końcu się poddał i wspólnymi siłami zaciągnęliśmy Courtney). Przez długi czas nikt się nie odzywał - ja byłam zbyt zmęczona, a Courtney była bardzo obrażona. Chris próbował nawiązać konwersację, ale nasze odpowiedzi brzmiały mniej więcej: "Nom.", "Mhm.", "Fajnie." .
Kiedy chłopak już po raz trzeci zapytał się, jaki jest mój ulubiony kolor, konie stanęły jak wryte. Instynktownie przycisnęłam się do szyi Koriny, ale Courtney nie miała tak dobrego refleksu. Przeleciała nad głową swojego - że tak się wyrażę - pulpeta i upadła na ziemię. Chris, który dał radę utrzymać się, właśnie zeskoczył z konia i pognał jej pomóc. Court zignorowała jego wyciągniętą dłoń i sama stanęła na nogach ostentacyjnie strzepując ziemię ze spodni. Ale ja w głowie miałam tylko jedno.
Poczułam ostry ból w plecach. Zanim dotarło do mnie, co się stało, zanim zdążyłam ostrzec przyjaciół, zaczęłam powoli tracić przytomność. Ostatnie, co poczułam to to, że spadam z konia. Głową w dół.
Kiedy chłopak już po raz trzeci zapytał się, jaki jest mój ulubiony kolor, konie stanęły jak wryte. Instynktownie przycisnęłam się do szyi Koriny, ale Courtney nie miała tak dobrego refleksu. Przeleciała nad głową swojego - że tak się wyrażę - pulpeta i upadła na ziemię. Chris, który dał radę utrzymać się, właśnie zeskoczył z konia i pognał jej pomóc. Court zignorowała jego wyciągniętą dłoń i sama stanęła na nogach ostentacyjnie strzepując ziemię ze spodni. Ale ja w głowie miałam tylko jedno.
Poczułam ostry ból w plecach. Zanim dotarło do mnie, co się stało, zanim zdążyłam ostrzec przyjaciół, zaczęłam powoli tracić przytomność. Ostatnie, co poczułam to to, że spadam z konia. Głową w dół.
-*-*-*-*-*-*-*-*-
Bardzo przepraszam, że rozdział jest taki krótki i że tak długo na niego czekaliście (ja nie umiem się rozpisywać, no!). Rzecz w tym, że opowiadanie czekało już na opublikowanie już od dawna, ale byłam po prostu w czarnej dziurze zasięgowej, no i... teraz wstawiam xd. Jak was to pocieszy to powiem, że już pracuję nad ciągiem dalszym. Ale w piątek znowu wyjeżdżam i nie mam pojęcia, jak z czasem mi się ułoży. Na wszelki wypadek powiem, że w następnym rozdziale szykuje się dramatyczny zwrot akcji zmieszany z elementami grozy i zmianami ideałów głównych bohaterów, bla bla bla. Mówiłam, że nie umiem się rozpisywać!
Miłych wakacji!
Natalia ♡
Znów ich coś zaatakowało? Ci to mają pecha, były już gnomy ciekawe co teraz. Rozdzialik fajny, czekam na kontynuację!
OdpowiedzUsuńEch, taki los herosa xd.
UsuńNie żyję. Punkt widzenia Hazel wyszedł ci genialnie! Poraz pierwszy ktoś przedstawił ją nie zakompleksioną nastolatkę z problemami, a dzielną dziewczynę, lubiącą czasem pożartować. Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńDziękuję (: . Też wolę taką Hazel xd.
UsuńCześć! Wróciłam! Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale byłam na obozie i nijak nie byłam w stanie złapać tam internetów... :(
OdpowiedzUsuńPOV Hazel wyszło Ci... AWESOME!!! :D Strasznie ją polubiłam na Twoim blogu, a większość fików strasznie ją psuje... :'(
Nadal się zastanawiam, kto im podrzucił te plecaki... No, i co ich teraz zaatakowało! Ci to mają... przeees... pecha. No, i wielbię Cię, bo wspomniałaś o Nico, a ja go kocham! ;P Cóż... Mam iść do psychiatry?
Rozdział genialny i naprawdę bardzo mi się podobał punkt widzenia Hazel, fajnie by było, gdybyś napisała takich więcej :)
Pozdrawiam, weny życzę i z wieeeelką niecierpliwością czekam na next,
Spite
Cześć! Tak, też co chwila wyjeżdżam i mam mało czasu na pisanie. Zasadniczo powstał już kolejny rozdział... ale skasowałam go, bo mi się nie spodobał xd.
OdpowiedzUsuńNie możemy zapominać, że opowiadanie jest z punktu widzenia Courtney, pozostałe POVy są tak jakby bonusem :3.
I co do Nica - on i parę innych Greków pojawią się wkrótce :D
Pozdrawiam, Natalia ♡