piątek, 16 maja 2014

Rozdział VIII

          Po raz kolejny Chris jakimś magicznym cudem zna właściwą drogę. Obiecałam sobie w duchu, że się go o to spytam przy najbliższej okazji.
      Galopowaliśmy przed siebie - on na czele, Hazel za nim, a ja usiłowałam ich dogonić. Ani razu nie obejrzałam się za siebie. Miałam cichą nadzieję, że już nigdy tam na wrócę - do miejsca, w którym musiałam walczyć z przyjaciółmi, do miejsca, które co wieczór stawiało mnie do bitwy na śmierć i życie.
      Mój koń się chyba zorientował, że nie mam bladego pojęcia, jak się jeździ, bo co chwila się zatrzymywał, aby poskubać trawę. Dopiero, gdy Chris na niego cmokał, niechętnie ruszał w dalszą drogę. Nigdy nie lubiłam tych zwierząt. Mój tata zawsze powtarzał, że nie można mieć zaufania do czegoś, z czym się nie dogadasz, a co ma własny mózg. Częściowo się z nim zgadzam - nie da się powiedzieć koniowi, żeby na przykład był posłuszny. Ale mimo tego, że ich nie lubiłam, zawsze coś mnie ciągnęło do stajni tuż koło mojego domu. Potrafiłam godzinami patrzeć na nie - jak pasą się, jak skaczą niewiarygodnie wysokie przeszkody, jak młode źrebaki biegają po padoku... Są wolne, ale zamknięte w więzieniu, jakim jest stajnia. Czyli da się żyć beztrosko, nawet w niewoli.
      Koń Hazel nagle stanął jak wryty. Zaczął rżeć jak opętany i orać kopytem ziemię. Moja przyjaciółka spadła z jego grzbietu, a klaczka nadal nie przestawała wierzgać. Chris zeskoczył na ziemię i podbiegł do Hazel. W całym tym zamieszaniu, Róża znalazła okazję do zatrzymania się i pożucia mlecza, co uznałam za okoliczność sprzyjającą zejściu z jej grzbietu. Nigdy tego wcześniej nie robiłam, ale pamiętałam fragment z jakiejś książki, którą czytałam: "Wysokość zazwyczaj wydaje się dużo większa, niż jest w rzeczywistości". Modląc się, aby i tym razem tak było, ześlizgnęłam się po końskim boku. Moje stopy odnalazły grunt, a ja nawet nie zachwiałam się. Chyba nareszcie przezwyciężyłam lęk wysokości.
      Ukucnęłam przy Hazel, która właśnie zbierała się z ziemi.
     - W porządku? - spytałam, podając jej rękę
     - Tak. - odpowiedziała, podciągając się na niej - Co jej się stało?
      Chris podszedł do klaczki i obejrzał kopyto, którym cały czas machała.
     - Oho. - Mruknął. Złapał kopyto i mimo szarpania się konia, wyciągnął z jej stopy coś, co wyglądało na solidny odłamek żelaza. - Skaleczyła się, biedaczka.
      Po raz pierwszy usłyszałam, jak mówi do kogokolwiek takim tonem. Chyba go nie znałam od tej strony. Właściwie co ja o nim wiem? Christian Fank, chyba starszy ode mnie, syn Apolla. Lubi konie, ma chorobę morską. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, dlaczego zabrałam go na tą wyprawę.
    Hazel spojrzała na niebo.
     - Powoli już się ściemnia. Może rozbijmy tu obozowisko, opatrzymy kopyto Koriny i spróbujemy je wyleczyć?
     Chris spojrzał na mnie wyczekująco. Po raz pierwszy poczułam, że to tak naprawdę to ja zorganizowałam tę wyprawę. Ja tu dowodzę. Jak coś pójdzie nie tak, to na mnie spadnie cała wina.
     - Myślę, że to niezły pomysł.

*  *  *

      Podzieliliśmy się obowiązkami: Hazel zmagała się z rozstawieniem namiotu i rozpaleniem ogniska, ja miałam poszukać czegoś do jedzenia w lesie, a Chris zajmował się końmi. Kiedy wróciłam z wielkim słoikiem jagód, zdążył on już zabandażować kopyto Koriny i wybudować naszym koniom mini-boks z gałęzi drzew. "Ktoś tu ma obsesję" - uśmiechnęłam się w duchu.
      Po kolacji złożonej z konserw i jagód, postanowiliśmy pójść spać. Wszyscy byliśmi tak wykończeni, że nie wytypowaliśmy nikogo na nocną wartę. Trudno. Najwyżej zginiemy.
      Hazel zasnęła niemal natychmiast. Ja jednak wciąż przewracałam się z boku na bok w moim śpiworze. Zbyt wiele wydarzyło się w ciągu tego dnia. Próbowałam poukładać sobie to w głowie: wszystkie obsesyjne teorie Oktawiana na temat spiskujących przeciwko nam Grekom są prawdziwe. Idziemy ku nieznanemu. Możemy zginąć choćby tej nocy, bo nie ustawiliśmy nikogo na straży.
      W końcu nie wytrzymałam i szepnęłam do Chrisa:
     - Śpisz?
   Przez chwilę panowała cisza i byłam pewna, że zasnął, ale usłyszałam cichutką odpowiedź:
     - Pewnie, że nie.
      Odwróciłam głowę w jego stronę. Nawet zmęczony i cały zlany potem był bardzo przystojny. To zaczynało być denerwujące.
     - Co myślisz o tej całej misji? - spytałam
      Teraz i on obrócił twarz w moim kierunku. Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, patrzyliśmy sobie w oczy, aż wreszcie odpowiedział:
     - To trochę nie w Greków stylu szukać guza. Poza tym, skoro my do tej pory o nich nie wiedzieliśmy, to jakim cudem oni znają położenie naszego obozu?
      Powoli kiwnęłam głową - wcześniej o tym nie myślałam, ale w każdej powieści historycznej Grecy byli pokojowo nastawieni. To Rzymianie zwykle szukali zaczepki.
     - Jeśli jest coś, z czego chciałabyś się wyspowiadać przed śmiercią, to możesz mi to przekazać. - rzucił, posyłając zmęczony uśmiech. - Będę milczał jak grób.
     - Pogrzało cię? - parsknęłam, ale zdałam sobie sprawę, że jest parę takich rzeczy, które ciążą mi na sercu. Ale czy powierzyć mu swój największy sekret?
          Westchnęłam głęboko.
     - To nie prawda, że Chloe uratowała Chestera przed upadkiem z klifu. - grałam na czas - Ja go ocaliłam.
     - To naprawdę... straszne. - Chrisowi nie udało się stłumić ziewnięcia. - Czemu trzymałaś to w tajemnicy?
     - Nie lubię być bohaterką. - wyznałam - I... jeszcze jedno. - Poddaję się. Czuję, że łzy napływają mi do oczu. Mrugam, próbując je przepędzić. - Moja Macocha... Isabelle... ona... zamordowała mojego starszego brata.
       Wzrok zamazuje mi. Czuję ciepłe krople na pliczkach. Zaczynam szlochać. Pamiętam Richarda. Pamiętam jego ciepły uśmiech, błękitne oczy, tak niepodobne do moich zielonych... Pamiętam dokładnie ten wieczór... jego ostatni. Nawet nasz tata nie zna prawdziwej przyczyny jego śmierci - żyje w przekonaniu, że jego syn wpadł pod samochód, bo Isabelle kazała mi milczeć. Obiecała mi, że "Jak się wygadam, to będę następna". Od tamtej pory jej zachowanie było bardzo dziwne - wcześniej była dla mnie prawie jak matka. Od tamtej pory traktowała mnie jak śmiecia. Cała magia prysła.
      Chris objął mnie ramieniem. Nie protestowałam. Bardzo mi brakowało tego od czasu, kiedy opuściłam dom.
     - Teraz twoja kolej. - wyszeptałam
      Chris zgryzł wargę i zmierzył mnie wzrokiem, jakby się zastanawiał, ile można mi powiedzieć. W końcu wbił wzrok w dach namiotu.
     - Kłamałem. - wyrzucił z siebie - Apollo nie jest moim ojcem.
      Zatkało mnie. Jedna z niewielu rzeczy, które o nim wiedziałam okazuje się być kłamstwem.
          Silę się na spokojny ton:
     - To kto jest twoim rodzicem?
      Chłopak uporczywie wpatrywał się w dach.
     - Myślę, że wiesz.
      Teraz i ja zapatrzyłam się w sufit. Nie chciał podróżować morzem. Tylko lądem. Potrafi odnaleźć właściwą drogę. Lądową.
          Ląd. Ziemia.
     - Gaja... - wyszeptałam
      Nie zaprzeczył. Czułam się, jakby wielki głaz spadł mi na brzuch i utrudniał oddychanie. Nagle moja "Wielka Tajemnica" wydaje się być wprost błahostką. Gdyby ktoś z obozu dowiedziałby się o tym, zapewne traktowano by go jak szkodnika (o ile by go nie zabili potajemnie). Gaja jest najmniej lubianą boginią ze względu na to, że już ze dwa razy próbowała obalić Olimp. Po tym, jak w zeszłym roku jej armia zaatakowała Obóz Jupiter, stosunki Rzymian do niej jeszcze bardziej się pogorszyły.
     - Reyna o tym wie? - Próbowałam nie ukazywać w głosie swoich emocji.
     - Nie. - odpowiada półgłosem - Przekonałem ją, że Apollo jest moim ojcem. To było bardzo miłe z jego strony, że zgodził się podawać za mojego ojca. Ale... - westchnął - Gaja nie odpuszczała tak łatwo. Zostawiła mi to piętno - pokazał tatuaż z celownikiem na swojej szyi - abym pamiętał, do kogo tak naprawdę należę.
      "Do kogo tak naprawdę należę" - te słowa zadźwięczały mi w uszach. Czyżby Chis okazał się zdrajcą?
     - Ale... nie popierasz jej, prawda? - zapytałam, rezygnując z okazywania nerwów w głosie - Nie jesteś po jej stronie?
      Chłopak milczał przez chwilę. Niepokój we mnie zamienił się w panikę. A co, jeśli on sabotuje nasz obóz?
      Ale on w końcu odpowiedział:
     - Nie popieram jej działań. Myślisz, że dlaczego przyjąłem fałszywa tożsamość? - odetchnęłam po cichu z ulgą - Ale... rodziny się nie wybiera. - znowu westchnął - Czego bym nie zrobił, dalej jest moją matką.
      Kiwnęłam głową, ale nie wiem, czy to zobaczył w tych egipskich ciemnościach. Zapadła dosyć długa cisza, przerywana huczeniem sowy. Głupia sowa. Próbowałam przetrawić wszystkie zdarzenia z dzisiejszego dnia - czy to możliwe, że jeszcze dziesięć godzin temu przytulałam Linzie?
   Zanim zdążyłam znaleźć odpowiedź na to pytanie, zasnęłam.
          Rano obudził mnie przerażony głos Hazel:
     - Courtney, spójrz! Tam... tam się coś rusza!

-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

          Macie odpowiedź na wasze pytanie dotyczące tajemnicy Chrisa (pozdrawiam wszystkich, którym kazałam główkować, zwłaszcza Leviosę i Hanię :*). Kolejny krótki rozdział, bo cierpię na brak czasu i obawiam się, że tak do połowy czerwca one już takie niestety będą :/.
   Pozdrowionka,
     Natalia ♡

18 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ! Zaskoczyłaś mnie :) Nigdy bym na to nie wpadła że matką Chrisa może być Gaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję (: . Chyba nikt się nie spodziewał (nawet ja XD).

      Usuń
  2. O JA ! Tego się kompletnie nie spodziewałam !
    Gaja ?! Tylko o co chodzi z tym Richardem ? No i z tym klifem, Chloe i Chesterem ? Nie bardzo ogarniam. Czy wcześniej pisałaś coś o nich ? A może ja przegapiłam ? Nie wiem.
    Ale rozdział ogólnie super :)
    Courtney i Chris <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wpadnijcie do mnie na www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com
      Czekam na komentarze :3

      Usuń
    2. Richard i wypadek na klifie są wspomniani dopiero w tym rozdziale (: . I dziękuję ♥.

      Usuń
    3. UFFF. Już myślałam, że coś przegapiłam :)

      Usuń
  3. Kolejny rozdzialik jest świetnie, ja podejrzewałam, któregoś wielkiej trójki, ale Gaja - zawsze spoko. Czekam na cd. Pozdrawiam Tynta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udała mi się niespodzianka :P. Ciągu dalszego nie spodziewajcie się wcześniej niż za dwa tygodnie :c .

      Usuń
  4. BOSKIE <3 dzięki że nie kazałaś mi długo czekać na odpowiedź ;D /Hania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy takie boskie, to ja nie wiem, ale dzięki XD.

      Usuń
  5. Przepraszam za opóźnienie, ale po całym tygodniu szkoły właściwie jedyne, na co mam siłę, to pójście spać. Domyślam się, że znasz ten ból, więc już może nie będę się nad tym rozwodzić. Nic nie szkodzi, że rozdział nie najdłuższy, naprawdę. Końcówka roku szkolnego to najgorszy pożeracz czasu w dziejach, coś wiem na ten temat. A długość i tak nie wpływa na jakość, więc bez obaw, bo ten rozdział i tak bardzo mi się podoba :)

    Przyznaję, że tego się nie spodziewałam. Gaja? Mater Dei, szczęka do podłogi normalnie. Jasne, niby jest Matką-Ziemią i tak dalej, ale to Matka przez wielkie "M". A jako zwykły rodzic... Nie wpadłabym na to. Usiłowałam sobie wyobrazić Gaję z jakimś śmiertelnikiem, ale poległam przy tej próbie. Widać nie mam aż takiej wyobraźni. Tym większe brawa dla Ciebie :) I szczerzę współczuję Chrisowi. Musi mu być naprawdę ciężko, bo nie dość, że jest synem Gai, to jeszcze to przed wszystkimi ukrywa. Cholera. Ja bym chyba nie wytrzymała. I Courtney też nie ma lekko. Brat zamordowany przez macochę, Mater Dei, to horror jakiś. Zastanawiam się, o co chodzi z tym Chesterem i klifem... Mam nadzieję, że niedługo się tego dowiemy. I brawo dla Courtney, skoro dała radę galopować na oklep, a to w końcu nie takie proste, jak mogłoby się wydawać. A ta końcówka na deser... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję (: . Do wypadku na klifie jeszcze wrócę (jeśli chcecie szukać śladów tego wątku, to rozdział VI się kłania - rozmowa z Reyną o wyprawie :P). A co do galopowania na oklep - wielkie gratulacje się należą, bo ja po trzech miesiącach nauki nie odważyłabym się zdjąć siodła, a co dopiero odpiąć wodze xd.

      Usuń
  6. Super :)
    No nie spodziewałam się tego po Chrisie O_o Ale extra pomysł :)
    Jaka końcówka! :D

    Pozdrawiam, weny życzę, czasu i czekam na next,
    Spite
    P.s.: Zapraszam do mnie na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czas by mi się bardzo przydał, bo i bez pisania bloga zasypiam koło pierwszej w nocy nad książkami xd.
      A teraz idę poczytać twoje dzieło :) .

      Usuń
  7. Cholera, nie spodziewałam się tego xD. Taki tata Chrisa i taka grudka ziemi... XD. Oczywiście, czekam na ciąg dalszy :D.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hey mate ! I just saw your website and all I can say is that is quite nice.
    Lots of helpful info on it. I additionally see that you don't rank very good in the searchengines.
    You are able to achieve better rankings building
    back links for your backlinks utilizing a high
    pr blog network. This service can take your blog higher in the search engines - http://alturl.com/em44o -.
    In the event that you need any help with this plugin send me an E-mail.


    Look into my web-site ... Yahoo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you.
      For the beginning, I'm sorry for mistakes, cause English is for me a foreign language.
      I'm quite satisfied about my rank in Google (when you enter "Dwunasty Legion Fulminata", you'll see it on the second place). I hope, I'll get better and better :).
      Cheers,
      ~Natalia

      Usuń

Ekhem, ekhem.
Istotnie, nie ma tu zakładki "spam". Jeśli odczuwasz pilną potrzebę rozreklamowania swojego bloga lub czegokolwiek innego, możesz wpisać to w komentarzu do najnowszego posta. Miło by mi było, gdyby do tego załączone było słówko na temat mojego opowiadania. I stąd moja prośba, aby wasze opinie były bardziej konstruktywne, niż na przykład: "Fajny blog. Zapraszam do mnie.".
Z wielkim poważaniem,
~Natalia ♡