sobota, 10 maja 2014

Rozdział VII (BONUS)

                                                      *  *  *

          Czy zdziwiłem się, jak wybrała mnie na swojego towarzysza? Prawdę mówiąc, nie.

          Czy ma znaczenie to, że nie wiemy absolutnie, w której części Nowego Jorku musimy szukać (zakładając, że Reyna się nie pomyliła, i że to jest w tym mieście)? Raczej nie.

          Czy przejmuję się tym, że jutro mogę być już martwy? Nie za bardzo.

          Czy cokolwiek mnie obchodzi? Tak.

      To, że zagadywałem Courtney w tym samym czasie, w którym mogliśmy uratować Kristin.
      To, że utraciłem jej zaufanie, pomagając pielęgniarce.
      To, że dałem jej straszny wycisk podczas treningu.

I wreszcie.

      To, że udało mi się ją przytulić w labiryncie.
   Szkoda, że atmosferę psuła krew, oblepiająca ich buty.

                                                 *  *  *

          Szliśmy przez las i nikt nic nie mówił. W miarę jak cisza stawała się coraz bardziej krępująca, nabierałem ochoty, aby ją przerwać. Ale co powiedzieć? "Będzie dobrze." ? Wszyscy wiemy, że to kłamstwo. "Znajdziemy tych Greków!" ? Chciałoby się dodać: "Mimo, że kompletnie nie wiemy, gdie ich szukać i czy oni nas nie zastrzelą od razu na miejscu!" .
   Z opresji wybawiła mnie Hazel:
      - Jakieś pomysły, jak dostać się do Nowego Jorku?
   Nie pomyśleliśmy o tym.
      - Moglibyśmy pojechać koleją. - zaproponowała Court. Nigdy nie pozwoliłaby siebie tak nazywać, ale w myślach chyba mogę zdrabniać jej imię, nie?
      - Pieniędzy starczy na jeden bilet. - odpowiedziałem
   Następną myśl podsunęła Hazel:
      - To może... statkiem do Los Angeles, a z tamtąd...
      - Nie. - uciąłem jej. Na samą myśl ciarki przeszły po moich plecach. Dziewczyny spojrzały na mnie zaskoczone, więc musiałem szybko skłamać. - Mam... chorobę morską.
   Chyba uwierzyły.
      - Może sam coś zaproponujesz? - warnęła Court - Cały czas tylko odrzucasz nasze pomysły!
   Uśmiechnąłem się półgębkiem.
      - Tylko czekałem, aż się zapytasz.
      Zagwizdałem trzy razy. Na początku nic się nie działo - dziewczyny spojrzały na mnie z powątpiewaniem. Jednak po chwili usłyszałem znajome tupotanie. Odetchnąłem z ulgą. Pamiętają o mnie.
   Zza drzew wyłoniły się trzy przepiękne, gniade konie. Courtney wrzasnęła z zaskoczenia. Hazel wyglądała na zdezorienrowaną, ale po chwili uśmiechnęła się i podeszła do najbliższej klaczki, która nazywała się Korina. Pogłaskała ją po łbie i szepnęła:
     - Jakie one piękne...
      Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że Hazel kochała te zwierzęta. Courtney wciaż przypatrywała się im nieufnie. Chyba nigdy nie siedziała na końskim grzbiecie. Toteż znalazłem okazję do zaimponowania jej. Największy ogier - Huck - nieśmiało zbliżył się do mnie i trącił nosem moją dłoń.
     - Wybacz, Huck. - powiedziałem, klepiąc go po grzbiecie - Nie mam dla ciebie smakołyków. Podrzucicie nas do Nowego Jorku?
      Ogier parsknął, jakby miał do mnie pretensje, ale przykucnął odrobinę, abym mógł na niego wsiąść. Spojrzałem na Hazel:
     - Jeździłaś kiedyś na oklep, tak? - upewniłem się
      Dziewczyna potwierdziła skinięciem głowy. Chwilę później usadowiła się na grzbiecie swojego konia.
      Odwróciłem się w stronę Court:
     - Poradzisz sobie?
          Prychnęła.
     - No raczej, że tak.
      Z uśmiechem patrzyłem, jak podejmuje desperackie próby wgramolenia się na swojego pulpeta - Różę. Miała szczęście, że trafiła na najleniwszego konia na świecie, bo każdy inny już za czwartym podejściem kopnąłby ją w twarz. Wyglądała bardzo uroczo, próbując wspiąć się grzbiet swojego rumaka. Starałem się zachować powagę.
     - Hmm... - Dziewczyna spłonęła rumieńcem. - Jednak przydałaby mi się pomoc.
      Po paru minutach wszyscy siedzieliśmy już na swoich wierchowcach. Ale pojawił się nowy problem:
     - A w którą stronę do Nowego Jorku? - spytała Hazel
      Zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie mapę kontynentu. My byliśmy czerwoną kropeczką na lewym jego brzegu. "Nowy Jork." - pomyślałem - "Którędy do Nowego Jorku?".
      Otworzyłem oczy. Teraz na drodze pojawiały się złote świetliki. Jeden za drugim.
     - Tędy. - powiedziałem do ekipy, która najwyraźniej ich nie widziała.

                                              -*-*-*-*-*-*-*-*-

          Ponieważ jest to rozdział siódmy (siódemka to moja ulubiona cyfra :P), postanowiłam napisać taki króciutki punkt widzenia Chrisa. Mam nadzieję, że się podoba (: .

Całuski,
Natalia ♡

14 komentarzy:

  1. Super rozdzial, ale krotki. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że znalazłam twojego bloga! Rozdział oczywiście świetny i już nie mogę się doczekać następnego :3

    http://ellie-oboz-herosow.blogspot.com
    Blog opowiada o przygodach Ellie młodej.... "półbogini". Jest to opowieść o miłości ponad życie, przyjaźni i zaufaniu, ale rónież o zdradach, kłamstwach i okropnych zwrotach akcji. Zapraszam do przeczytania i skomentowania przygód młodej heroski. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, w wolnym czasie napewno odwiedzę (: .

      Usuń
  3. Super rozdział!
    Fajnie opisane z punktu widzenia Chrisa :D
    Jak dla mnie za krótki, ale... mówi się trudno! ;P
    Kocham konie! <3
    Ciekawe o co chodzi temu Chris'owi z L.A. ... No nie wiem... O_o

    Pozdrawiam, życzę weny i z ogromną niecierpliwością czekam na następny rozdział,
    Spite

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział krótki, no bo coraz mniej czasu (poprawki, egzaminy, itp
      ), a co do Chrisa, to nie jesteś jedyna, która nad tym główkuje (pozdrawiam Leviosę xD). Nic wam nie podpowiem :D.

      Usuń
    2. Też pozdrawiam xD

      ~Leviosa~

      Usuń
  4. Widzisz! nadrobiłam zaległości! :DD fajnie że kombinujesz z innym punktem widzenia :3 Sama historia genialna tylko szkoda że rozdział taki krótki

    Hania ;)

    ps. przygotuj się na grad pytań co do Chrisa

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, Mater Dei, nie znoszę pisać pierwszych komentarzy, bo nigdy nie wiem, do czego zacząć. Może, tytułem wstępu, wspomnę, że na Twojego bloga trafiłam dzięki Spite, więc podziękowania jej się należą. Dobrze, może nie będę bezsensownie przeciągała i od razu przejdę ad rem. (Właśnie, wybacz wszystkie łacińskie wstawki, ale już mi weszły w nawyk.)

    Myślę, że pierwszym rzucającym się w oczy plusem Twojego bloga jest oryginalność. O Obozie Jupiter to raczej nie można się naczytać, takich historii jest zaledwie co kot napłakał. Poza tym, to świetnie, że jeszcze bardziej rozwijasz tę przestrzeń, wprowadzasz nowych bohaterów i tak dalej. Cóż, tu chyba najlepiej pasuje cytat z opisu Twojego profilu: "Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać." Tobie to się zdecydowanie udaje, więc już na wstępie ogromny plus. Secundo (albo drugie primo, jak kto woli), masz bardzo przyjemny styl pisania. Czyta się lekko, umiesz zaciekawić widza, zarówno opisy jak i dialogi wychodzą Ci dobrze. Tertio (trzecie primo), akcja jest bardzo ładnie prowadzona. Nie gna za szybko ani nie wlecze się jak flaki z olejem (jak na przykład u mnie...), dobre tempo. Fabuła również zapowiada się ciekawie i co prawda to dopiero siódmy rozdział, ale już jest wciągająca i widać, że masz na to pomysł. Może to brzmi dziwnie, ale wierz mi, są masy blogów, których autorzy zwyczajnie nie mają pomysłów, ale i tak coś tam klepią. U Ciebie tak nie jest. I generalnie bardzo podoba mi się zamysł ukazania wszystkiego z perspektywy Rzymian, którzy mają odszukać Greków. Trochę taka druga strona medalu, prawda? A in re postaci, to kreowanie bohaterów również dobrze Ci wychodzi, zdają się rzeczywiści i mają widoczną osobowość (to też się nie zawsze zdarza). Generalnie całość bardzo mi się podoba. Brawa dla Ciebie :) Tylko wkradł Ci się jeden taki mały błąd. Rozdział II, gdy jest moja o mieczu Courtney. Generalnie w łacinie czasowniki kończące się na "re" ("-ere", "-are", "-ire", konkretnie mówiąc) to bezokoliczniki. A zatem "pugnare et vincere" znaczy "walczyć i zwyciężać". W trybie rozkazującym w 2 os. l. poj. najczęściej po prostu ucina się to "re", więc
    walcz i zwyciężaj" to "pugna et vince". Nie chcę się wymądrzać ani nic z tych rzeczy, ale jestem w klasie klasycznej i uczę się łaciny, więc sama rozumiesz... Tak tylko byś wiedziała na przyszłość. Jak się nie zna języka, to tego typu błędy są jak najbardziej zrozumiałe, bez obaw :) A tak na marginesie, to czy żeńskim odpowiednikiem słowa "heros" nie jest przypadkiem "heroina"? Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale to ma dość kłopotliwe skojarzenie, więc osobiście zazwyczaj zadowalam się określeniem "półbogini". Ale możliwe, że "heroska" też już weszła do obiegu.

    In re aktualnego rozdziału, to bardzo się cieszę, że ukazałaś go z punktu widzenia Chrisa. Generalnie uwielbiam, gdy pojawia się perspektywa różnych bohaterów, bo wtedy lepiej poznajemy postaci i jest też ciekawa odmiana i w ogóle... Krótko mówiąc, jak dla mnie możesz tak robić częściej :) Początek był po prostu cudowny. Taki klimatyczny i... Mater Dei, brakuje mi słowa, ale wyszedł Ci genialnie. I z biegiem czasu mam coraz więcej pytań odnośnie Chrisa. Skąd wiedział, jak poruszać się po labiryncie? O co chodzi z Los Angeles? I skąd właściwie wytrzasnął te konie? Ale ostatecznie czym byłoby opowiadanie bez paru tajemnic? Gdybyśmy wszystko wiedzieli, nie byłoby tak ciekawie. A zatem spokojnie czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję (: . Nie uczę się łaciny, więc bardzo dziękuję za tę uwagę. Co do adresu bloga - "heroina" w tych czasach rzeczywiście nabrała innego znaczenia, a zdecydowałam się na "heroska" i nie jestem przekonana co do poprawności językowej xd. A nie mam zamiaru kombinować ze zmianą adresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź do komentarza Lakia xd

      Usuń
    2. Nie ma za co :) Cóż, dzisiaj mało kto się uczy łaciny, bo to niepraktyczne, nieprzyszłościowe, nieużyteczne i nie- Zeus wie jeszcze jakie. Pewnie skończę na zmywaku czy coś, ale uparłam się, by iść do klasy klasycznej (kultura antyczna i łacina) i na razie nie żałuję, bo jest świetnie :) Jak mówiłam, dzisiaj "heroina" bywa kłopotliwa, więc... Ale jakoś tak mi się kojarzy, że to poprawna forma, choć "heroska" jest chyba bardziej naturalne. A z kolei tytuł jednego utworu Owidiusza tłumaczy się po polsku na "Heroidy"... Ech, te językowe zagwozdki! Pewnie, adresu już nie zmieniaj, nie ma co kombinować :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Jak widać, jednak się przydaje łacina :) .

      Usuń

Ekhem, ekhem.
Istotnie, nie ma tu zakładki "spam". Jeśli odczuwasz pilną potrzebę rozreklamowania swojego bloga lub czegokolwiek innego, możesz wpisać to w komentarzu do najnowszego posta. Miło by mi było, gdyby do tego załączone było słówko na temat mojego opowiadania. I stąd moja prośba, aby wasze opinie były bardziej konstruktywne, niż na przykład: "Fajny blog. Zapraszam do mnie.".
Z wielkim poważaniem,
~Natalia ♡